torsdag 14 oktober 2010

Wizyta w Swietym Miescie

Czwartek 7 październik 2010 - wyjazd
Zaczęło się już śmiesznie w pociągu do Malmö. Najpierw nie podstawiono właściwego pociągu, tylko zupełnie jakiś inny zamiast szybko-mknącego pociągu " widmo" X- 2000, ale do Kopenhagi (czyli we właściwym kierunku). Potem, brutalnie zostałyśmy pozbawione  miejscówek, poprzez komunikat w pociągu.

Wszystko to,  z powodu wypadku, który zdarzył się dwa dni temu. Stewardessa w wagonie była już na ostatnich nerwach, bo ludzie, oburzeni - poczuli się mocno oszukani i nie doinformowani. W dodatku skład pociągu został zmniejszony o wagon i zrobił się nerwowy tłok i szarpanie walizek.

Chórowi nie bardzo przeszkadzali ci znerwicowani i szarpiący się ludzie i spokojnie , nie zwracając na nich rozmawiałyśmy dalej w dla nich bardzo dziwnym i niezrozumiałym języku.

W pociągu na trasie Göteborg- Kopenhaga.
Ewa, Jolunia B i Wojtek w wyśmienitym humorze.

 Marta, Wojtek , Ewa i Jolanta B

"..wsiąść do pociągu byle jakiego..."

Przyleciałyśmy na lotnisko w Pyrzycach/Katowicach  szczęśliwie i jak to zwykle bywa samolotem bardzo szybko. Nie zdążyłam wypić mojego Baccardi i już trzeba było wychodzić z samolotu.

 Magda zaliczyła swój pierwszy dziewiczy lot. 
Znieczuliłam ja Mojito i wszystko poszło super!

Przyjechałyśmy trzęsącym autobusem do Częstochowy około 1.30 w nocy. Siostry Miłosierdzia Bożego zadbały o nas i poczęstowały nas herbata. Szkoda, tylko, ze nie z "prądem" ( nasz "prąd" już się skończył w samolocie), bo zimno było jak cholera - chyba -2. Po herbatce i ciasteczkach, grzecznie poszłyśmy spać.

 Magda, prezesowa i Ewa na herbatce

Trafił nam się z Magda, pokój  2-osobowy na parterze, ale z kratami w oknach. Malo dyskretny zapach naftaliny powalił nas z nóg zaraz przy wejściu. Pomimo długiego wietrzenia, zapach wcale nie zniknął.. Nie mogłam zasnąć w tych cudownych oparach, ale poza tymi dwoma drobnymi aspektami, było nawet wygodnie i nawet ciepło.

Widok z naszego okna.

Kraty w oknach, a my już prawie całkiem "święte"...

Piątek 8 październik 2010 - ul.Sw. Barbary 9
No i zaczęło się znowu...od samego rana. Magda obudziła się ze spuchniętą  noga w kolanie i nie mogla chodzić. Po drugiej stronie ulicy Sw. Barbary nr 9 na której mieszkałyśmy, szczęśliwym trafem znajdował się szpital im. Chałubińskiego.  Dotarłyśmy na Izbę Przyjęć i od razu wysłano nas taksówką do innego szpitala im. Najświętszej Marii Panny na drugim końcu tego sławetnego miasta w dzielnicy - Partitka. Tam spędziłyśmy również  milo czas, najpierw na Izbie Przyjęć, a potem w pracowni RTG.

Gdy Magdę oglądał doktor, ja siedziałam w wielkim i długim korytarzu i czyniłam próby głosowe na zbliżający się koncert . Wszyscy zdumieni pacjenci wraz z panem doktorem i pielęgniarką zostali uprzejmie zaproszeni na nasz koncert. Co tu dużo mówić, robiłam nam reklamę, co by chociaż kilka sztuk przyszło nas posłuchać.
 
 Próba

Po około 2,5 godz. a w tym: oględzinach lekarskich i zdjęciu rtg, Magda nie została zagipsowana co najmniej do pasa, ani tez nie umieszczono jej na ortopedii z noga na wyciągu. Szczęśliwe i z Altacetem w żelu w ręce, pojechałyśmy taksówką na probe, która oczywiście zaczęła się już wcześniej bez nas. Wieczorem odbyła się kolacja integracyjna z Chórem Jutrzenka z Lotwy i Chórem męskim Pochodnia.

 Chór męski Pochodnia - Częstochowa. Popisy.

 Chór żeński Jutrzenka z Rezkenez (Rzeżyca) -  Łotwa.

Popisy chóralne w Domu Rzemiosła.

 Dziewczyny z Lotwy. Ta pani w jasnych włosach to dyrygentka chóru.

 Chór Pochodnia z Częstochowy
 
 Nasze dziewczyny z chóru podziwiające występy.

Sobota 9 październik 2010 - dzień konkursowy
Rano po mastodontycznym śniadaniu było rozśpiewanie. Czułam w powietrzu napięcie i tremę dziewczyn. A potem wszystko potoczyło się z prędkością światła. Przepyszna kawa -  na obudzenie się, i Hennessy - na rozluźnienie gardła - na najswietrzej ulicy Częstochowy, w bardzo eleganckiej kawiarni, w bardzo eleganckim towarzystwie.

Najswietrza ulica w mieście, choć wszystkie są nazwane imionami świętych.
W tle kościół na Jasnej Gorze.

Takie obrazki tam,  to oczywiście - normalka!

Tłumy czarnych sukman chodzących najswietrza Aveny.

A zaraz potem przyjechała moja kochana rodzinka. Mamma, tato, ciocia Jadwiga wraz z Czesławem. To było bardzo ujmujące z ich strony, ze przyjechali do mnie wszyscy razem. Na nasz występ festiwalowy dołączyli jeszcze Kasia z mama Krystyna i tatem Jankiem.

Rodzinka w komplecie na błoniach Jasnogórskich

Przed kościołem Rektoralnym w komplecie rodzinnym


Zaczynamy koncert


Po koncercie odbyliśmy rodzinnie wspinaczkę na Jasna Gore oraz odwiedziliśmy Najswietrzy Obraz Marii Panny. Widoki były oczywiście mocno imponujące, a tłumy wiernych zaskakujące. Pomyślałam krotko, ze chciałabym mieć taki hotel, w którym pokoje byłyby zamówione  przez 365 dni w roku...to dopiero biznes...

 Jasna Góra

W drodze na wały obronne

 Jadwiga wyjaśnia niektóre historyczne rysy Jasnej Góry.

Na walach obronnych

Klasztor Paulinów

Czuwająca ręka  papieska

Jadwiga z mama

Po dobytej pielgrzymce po walach jasnogórskich, pojechaliśmy do Kasi do domu. Tam spotkaliśmy się jeszcze z babcia Helena, która zaszczyciła nas krotka chwila.

U Kasi na kawce

Trzy pokolenia. Krystyna, Helena i Katarzyna


Zakręcony kotek siedział chwile na kolanach u Krystyny. Potem jednak usiadł na przeciwko kominka i wpatrywał się do środka w płonący ogień. Pierwszy raz widziałam kota kochającego ognisko...

 Słodka Ilja

Niedziela 10 październik 2010 - Dzień Galowy
W niedziele rano znów przyjechali do mnie goście. Dzidka z Leszkiem z pobliskiego Kędzierzyna-Koźle. Byli ze mną na ogłoszeniu wyników oraz na Koncercie Galowym. Poszliśmy na obiad do bardzo wykwintnej restauracji o  nazwie Astoria i tym samym przenieśliśmy się w czasie w cudowne lata 20-ste. Pan grający delikatnie na fortepianie umilał konsumpcje pysznego obiadu i białego wina. Prawie zapomniałam się, gdzie jestem...

W restauracji Astoria w wymiarze z lat 20-ch
 
 Delektacja białym winem


Dzidka i Leszek

 Obiad wylądował..

w holu na papierosie

 a ja rozmawiam z Ola
Po obiedzie pojechaliśmy na ogłoszenie wyników konkursu. Dziewczyny z Chorus Polonicus Gothoburgensis wywalczyły drugie miejsce w konkursie festiwalowym. Wojtek był zadowolony i szczęśliwy, my rowiez pełne nowych doświadczeń i mądrości.

Ogłoszenie wyników konkursu w Sali Papieskiej na Jasnej Gorze.

Koncert Galowy

 Chyba zostałam świętą! 
Nad moja głową znak pokoju w postaci gołębia i ręka błogosławiąca.

Wojtek w transie na Jasnej Gorze.

Wieczorem  już po ochłonięciu ze wszystkich wrażeń koncertowych, poszłyśmy z Magda i Kasia do Café Skrzynka (http://www.cafeskrzynka.pl/) napić się grzanego wina i Moijto. Byla tam bardzo mila atmosfera i wcale nie chciało nam się wychodzić do Sióstr, które zamykają Furtę o 21.30


Café Skrzynka 



http://www.cafeskrzynka.pl



Poniedziałek 11 października 2010 - the shopping day
Rano, tuz po śniadanku, znów ruszyłyśmy w podroż. Tym razem do naszej stolicy, czyli Warszawy. Podroż nasza trwała nie mniej ni więcej jakieś 5 godzin, a wszystko to przez korki w Jankach!

 Shopping z Magda

 Wejście do wspanialej kamienicy w której to mieścił się nasz hostel

 Magda tłumaczy jak się tam dostać do środka

 Hostel przy ulicy Nowogrodzkiej 46 

Basia z Renata walczą o proste łózko i coby się nie zawaliło raz jeszcze....
( noga od łózka leży na podłodze!)

Wejście do Hostelu

Złote Tarasy i my z Magda.

 Migawki nowej architektury
Sławetny Palac Kultury

 Widoki ze środka Złotych Tarasów

 KFC

 Magda cala szczęśliwa. 
Pochłonęła wraz ze mną kubełek kurczaczków

Wieczorem w drodze na Ateńską 12

W drodze na Saska Kępę
Powitanie na Atenskiej


 i występy artystyczne Marty oraz chóru Polonia

 Chórek "Kabaretu Beznadziejnego"

oraz osobiście występujący Kabaret Beznadziejny
 Impreza rozkręciła się na dobre. ..

 Marta w swoim żywiole

 ale daje czadu...

Tance były kosmiczne

Rozmowy Głucha z Jeleniem

Około 23 wróciłyśmy z występów na Atenskiej i poszłyśmy na drinka, do pobliskiej Sofy. W Sofie było ciepło, miękko i dość przyjemnie, gdyby nie "dunka- dunka - new age" muzyka. Po wypiciu dobrego, ale bardzo drogiego drinka " Kosmopolitan", przeniosłyśmy się do innego lokalu na pobliskiej ul.Wilczej 42. Mial to być bar dla śpiewających Karaoke, ale okazało się, ze właściciel się zmienił i zabrał ze sobą potrzebny do tego sprzęt.

 
Magda na sofie w Sofie

Pomimo to, zostałyśmy w tym Warkowym barze, tym bardziej, ze zostałyśmy tam sam na sam z nieśmiałym barmanem, który był tylko dla nas i naszego użytku. Serwował nam przepięknie Warkę , ale nie chciał zbytnio śpiewać.  Miałyśmy lokal na " własność", co było bardzo mile, ale trzeba było w końcu iść do Zielonego Mazowsza.  Nasz "prywatny" barman, gdzieś nam przepadł i nie mogłyśmy wyjść z lokalu.

Magda i Hanna z Warka w ręce

Wtorek 12 październik 2010 - powrót do domu
Rano obudziłyśmy się niechętnie, ale nie było innej na to rady. Śniadanie w kuchni, zostało skonsumowane szybko, gdyż warunki nie były specjalnie ku temu sposobne.


Śniadanie nie było "na trawie", tylko w obskurnej kuchni..

rury w kuchni

Magda i dziewczyny przy rurze

instalacje" artystyczne" nad stołem kuchennym

Na odwidzenia pomachał nam jeszcze Olek przychodząc na przystanek autobusowy. Dal nam prawie 3 kg słodyczy i butelkę wódki. Milo z, z jego strony, ze tak zadbał o nas na dowidzenia.

Na lotnisko Okęcie dotarłyśmy  klekotliwym autobusem nr 175. Przy stanowisku- inchekning,  krzyk i szamotanie walizkami, wcale mnie nie zdziwiło. Pani nie chciała przepuścić naszej Julietty , bo uważała, ze Julietta ma po pierwsze: za ciężki bagaż, a po drugi , ze za wielki i niewymiarowy.

 Wojtek w ferworze walki z walizkami


Jak to się stało, ze Julietta została przepuszczona z bardzo niegabarytowa walizka w Göteborgu nie chciała wcale słuchać. Wojtek rzucił się do pomocy w przepakowywaniu walizki Julietty, my tez zabrałyśmy cześć bagażu. Na kontroli osobistej. tez były hocki-klocki i metalowy detektor piszczal przy nas jak oszalały. Rozebrano mnie nawet z butów, a ja biłam się w piersi - przysięgając, ze nie jestem terrorystka i tylko wracam z Konkursu Piesni Chóralnej!

Punktualnie o 14.15 wystartowałyśmy z lotniska Okęcie i cudowne uczucie unoszenia się w przestworzach napełniło mój umysł. Uwielbiam latać!!

...w przestworzach...

Znowu w chmurach...Bałtyk błyszczał jak prawdziwe srebro

Lądowanie. 
Widać port w Göteborgu, statki cumujące przy nabrzeżu ładunkowym.

Trofeum z Festiwalu

i dyplom II miejsca