W foalje klubu, z dyrygentem Wojciechem, tuz przed występem
Dziewczyny z chóru, przystrojone nowymi koronkowymi apaszkami, śpiewały ściśnięte jak śledzie, w dusznej, maleńkiej salce klubu. Pot perlił się na Danuty nosie. Nie było czym oddychać, nie mówiąc już o śpiewaniu. Przytrzymywałam się lekko, drzewca sztandarowego, aby nie spaść ze sceny. Z drugiej strony trzymała mnie Krystyna. Bylo ciężko, ale jakoś wytrwałyśmy!
Zmęczony i smutny konsul siedział w pierwszym rzędzie, tuz przed nami, razem z proboszczem i kilku ważnymi osobistościami z klubu. Zaczęłyśmy łagodnie Ortus de Polonia.
25 - te Urodziny Klubu
Starsze panie, roztkliwione oklaskiwały nas po ostatnich dźwiękach Ostatniego Mazura. Nasz mini- koncert trwał, możne 10-15 minut. W podzięce dostałyśmy, każda z nas po jednej, pięknej, czerwonej róży. Później zostałyśmy zaproszone na kawkę i pyszna szarlotkę.
Rozśpiewanie przed występem, w piwnicach klubowych
Inga kommentarer:
Skicka en kommentar